Info
Ten blog rowerowy prowadzi cyklistka z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 4243.20 kilometrów w tym 10.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.83 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 960 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Sierpień2 - 0
- 2014, Lipiec1 - 0
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2014, Maj3 - 0
- 2014, Kwiecień2 - 0
- 2014, Luty2 - 0
- 2012, Marzec1 - 0
- 2011, Październik3 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień27 - 0
- 2011, Lipiec20 - 0
- 2011, Czerwiec32 - 0
- 2011, Maj23 - 2
- 2011, Kwiecień28 - 2
- 2011, Marzec7 - 3
- 2010, Sierpień1 - 0
- DST 106.00km
- Czas 08:00
- VAVG 13.25km/h
- Sprzęt Quest safari
- Aktywność Jazda na rowerze
Seta na Wałbrzych! <3
Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 2
Pobudka 4.30 :> ogarnięcie się, wpakowanie prowiantu do sakw i na gru!
Tam potkanie z kompanami, kaskplam, że nie pomyślałam o paszporcie :P
no i heja na dworzec, na 2gi peron, który okazał się 5tym
(kolejny dowód na to, że Kasia jest ślepa).
Następnie 2godzinna wegetacja w pociągu i przyjazd do Kłodzka<3
Opatrywanie biednego, małego Jęcusia, zmiana spodenek i w drogę! :D
Jazda przez milion odmian Ścinawek aż do Czeskiej granicy (Tłumaczów)
oraz strzelenie sobie tej oto sweet foci:>
Dalej drogi nie pamiętam^^ z wizyty w tym dziwnym słowiańsko-germańskim kraju pamiętam tylko południowy przejazd przez Benešov wśród dźwięków melodii jakiejśtam czeskiej pioseneczki rozbrzmiewającej z porozsiewanych po całej okolicy głośników, lol :D oraz odpoczynek na sielskiej łączce, turlanie muahahah!
i wdrapywanie się na straszne, zabójcze wzgórze koło Janoviček.
Nawet nie zauważyłam jak po raz drugi przekroczyliśmy granicę.
Witaj Polsko!<3
Jako, że pora była jeszcze dość wczesna więc po małym marudzeniu biednego Jęcusia udaliśmy się do Walimia
znów czekały nas zabójcze podjazdy, za którymi na szczęście mogliśmy cieszyć się z meeeeeeeeeeeeega zjazdów <3
a potem nawet downhillowaliśmy przez chwilę (przepraszam Cię moja biedna safari)
Na miejscu, gdzie znajdował się funclub trzeciej rzeszy zwiedziliśmy pewną jaskinię zwaną sztolnią, przepłynęliśmy się łudeczką a nasz mały, biedny Jęcuś zgubił rękawiczkę :(
Po tym małym odpoczynku w końcu ruszyliśmy "na Wałbrzych"!
Podjazd, zjazd, podjazd, zjazd and again, again...
Prawieże na styk dotarliśmy na Dworzec PKP,
wtaszczyliśmy się na peron 9ty, który okazał się 2gim
a następnie do pociągu, gdzie było całkiem miło, gdyż mieliśmy na wyłączność cały przedział rowerowy,
w którym odgrywały się dziwne sceny za sprawą działania endorfin^^
o wpół do 9tej dotarliśmy do naszego Wro,
szkoda, że ten mega dzień przeminął tak w mgnieniu oka
ale powtórka musi być, tylko, że tym razem po płaskim;]